środa, 27 sierpnia 2014

Powroty

Nie pisałam, pojechałam na urlop. Przez ponad dwa tygodnie nie myślałam o tym co się tu dzieje, nie czytałam wiadomości, telefon niemalże milczał. Wyczyściłam głowę wiatrem i pustą przestrzenią.

Tuż przez urlopem zadzwonił jej kolega, pan Stanisław, ma ok. 70 lat, to jedyna osoba z którą czasem rozmawiam o tym jak tam u niej jest. O tym, że nam obojgu przykro, że nam jej szkoda. On stara się jej pomóc, ale skarży się, że daje jej pieniądze na prąd, na jedzenie, a ona je przepija. Nie dziwi mnie to, tą lekcję już odrobiłam. Do ręki daję już tylko drobne.

On mówi z żalem: myślałem, że na urlopie przyjedziesz tu na parę dni i spróbujesz coś zrobić. Natychmiast włącza mi się tarcza obronna, wysuwam kolce, choć nie chcę nimi ukłuć. Ale co miałabym tam zrobić? Przełykam ślinę. Widzę to oczyma wyobraźni, jak jestem parę dni w tym mieście, jak widzę ją co dzień pijaną, jak boli mnie codziennie żołądek i pieką oczy. Urlopowy koszmar. Namówić ją na leczenie - mówi on.

Otóż próbowałam "coś z tym zrobić" milion razy. Milion rozmów. Krzyków. Łez. Spokojnych rozmów. Namawiań. Obietnic. Podpisywanych świstków. Prób. Rozmów. Łez. Prób. Rozmów. Niestety teraz już myślę, że gdyby łzy córki, namowy córki, tłumaczenia córki, chcenia córki miały zadziałać, stało by się to już milion szans temu, milion rozmów temu, milion łez temu, lata temu. Brakuje w tym jej chceń. Przecież nie ma problemu. Ona nigdzie nie pójdzie, chyba zwariowałam. Albo pójdzie. Dziś. A jutro zmieni zdanie. Podpisze papierki. A potem zapije. I zapomni. Zaśpi. Stchórzy. Nie chce jej się. Ona nie będzie nikomu opowiadać nic. Czuje się lepiej. Radzi sobie. Zmieni temat. Okłamie, że była. Abo powie, że lekarz jej napisał, że jest zdrowa.

Panie Stanisławie, to bez sensu. Ja naprawdę już nie mam na to, na nią wpływu.
Panie Stanisławie, ja naprawdę potrzebuję odpocząć.
Tłumaczę jemu i sobie.

Odpoczęłam, naprawdę.
Niestety zawsze trzeba wrócić.
Chciałabym jej po prostu poopowiadać jak było, tak jak kiedyś, kiedy wracałam po wakacjach.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Czasem jest dziś

Czasem po prostu za nią tęsknię.

Mój rozum mówi wtedy - tęsknisz za kimś kogo już nie ma. Za nią taką, jaka była wtedy.

Pewnie po prostu dlatego, że byłam dziś u denysty. Stare głupie lęki i takie dziecięce "chcę do mamy" mojego wewnętrznego dziecka.