wtorek, 30 września 2014

Jesienne strachy

Jesień oznacza, że idzie zima. Zima w budynku takim jak "dom tymczasowy" to koszmar. Chcielibyście zobaczyć jak w środku wygląda? Może Wam pokażę. Później. Nawet nie macie pojęcia, jak mieszkają ludzie tuż koło Was.

Woda w tym budynku to mały kranik na korytarzu. Zimna. Jeden dla wszystkich. Budynek jest w środku nieotynkowany, w zimie jest tam cholernie zimno, rury zamarzają. Ściany nasiąkają wodą przy każdym deszczu, w pokojach grzyb żre ściany. Stare piece kaflowe, każdy oczywiście pali czym popadnie. Za grubą kratą skrzynka prądu, trzeba sobie go w administracji opłacić i wpisać kod. Opłacić, tia... Kibel na korytarzu. Nie mogę się nigdy przemóc żeby do niego pójść pal licho zimno, ale poziom syfu mnie przerasta.
Kiedyś w zimie rozwaliło rury, zostali bez wody. Napisałam wtedy pismo do burmistrza, żeby się tam przeszedł i zobaczył jak tam wygląda. Odpisał. Przedstawił listę remontów wykonanych przez ZBM. Ile razy naprawiali rury na przykład. Tylko, że to nic nie da, w takim budynku. Nic. Mogą sobie tam Ci ludzie zamarznąć, kogo to przecież obchodzi. ZBM? Miasto? Na początku chyba moja matka wierzyła, że ktoś się zainteresuje tymi warunkami, ktoś coś zrobi z tym. Wielkie Rozczarowanie.

No więc idzie zima i martwię się.
Jest możliwość otrzymania węgla od MOPSu. I to jest historia, która podnosi mi ciśnienie bardzo. Broń boże nie przez pracowników tej instytucji. Otóż moja matka idzie z nimi na udry, staje okoniem i z nimi współpracować nie będzie. Dlaczego?
Wymagają do tego uczęszczania na spotkania AA, podpisania papierru o woli leczenia i ogólnie współpracy. I co ona na to? Tysiąc historii. Nie będą jej mówić co ona ma robić! Ona nie będzie żadnych papierków podpisywać! Dziesięć razy tam łazić! Bo ona tej baby nie lubi, bo bo bo. Bo nie. Bo żadna terapia, bo ona sama. Dam sobie radę, ja sama, ja sama, mam to po niej. Od dawna nie daje.
Mówię: ktoś Ci chce dać coś za darmo, a nie masz kasy. Idzie zima. Wystarczy chodzić na spotkania i to wszystko, podpisywać papiery. To tak strasznie dużo? Nie i koniec. Z MOPSem ma pieńku, bo ich oszukuje, nie współpracuje, ściemnia ile wlezie. No więc węgla nie będzie. Za to będzie zima.

Tak, wciąż piszę o mojej mamie.
Tak, ja też mam te same sprzeczne uczucia...
No bo nie ma że za nic dostaje się wszystko, coś za coś. Pasożyty, możecie powiedzieć, żule i menele, nie chcą współpracowa - to ich problem. A jednak...
Wiecie jaka w rym momencie króciusieńka droga, żeby została bezdomną?
Moja mama.

środa, 24 września 2014

Przypadek

Jadę dziś pociągiem, miła podróż, nogi w zielonych rajstopach, jest mi radośnie. Telefon nieczynny na trzy dni, spokój. Oczywiście coś w środku mówi mi, że może ona się martwi...  Ale to odruch z czasów, kiedy dzwoniłam do niej codziennie. Jak jeszcze miała któryś z licznych telefonów, później gubionych, kradzionych, nie wiadomo co jeszcze się z nimi działo. Teraz nie mam jak do niej zadzwonić. Ale akurat o tym nie myślę. Jadę, jest słońce. 

Jeden przystanek dalej wsiada do pociągu chłopak z walizką. Mniej więcej w moim wieku, żegna się na peronie z mamą. Widać, że to mama, mają ten sam trochę śmieszny kształt nosa. On wyciera oczy pod okularami, uśmiecha się, że niby nie płacze, jej trochę drżą usta. 

Moje oczy nagle mokną, na chwilę czar dnia pryska. Zdziwiona dziewczyna naprzeciwko patrzy jak gwałtownie szukam w torebce chusteczki. Tssss, zamykają się drzwi. Chłopak mija moje siedzenie, macha przez okno. Jedziemy dalej. Nie myśleć. Czy można nie myśleć? 

poniedziałek, 1 września 2014

Szlafrok w paski

Śniła mi się dziś, w męczącym śnie.
Z kranu nie leciała woda i próbowałam się dowiedzieć, czy za nią zapłaciła.
W moich snach ma na sobie stary, rozczłapany szlafrok w brązowe paski i rozczochrane włosy. Kupiłam kiedyś ten szlafrok jej facetowi, miłości jej życia. Oczywiście, jak to zbuntowana nastolatka, nie lubiłam go wtedy. Ale kochali się, jestem tego pewna. Niestety źle się skończyła ta miłość Wiwi i Orzeszka (Tak do siebie mówili). Niestety również przez alkohol. Była awantura i policja, siniaki po obu stronach. Spałam w tą noc u mojej przyjaciółki z liceum, jedną ulicę niżej. Pamiętam, jak strasznie potem piła przez kilka dni, jak pilnowałam jej w nocy, kiedy mówiła coś przez sen i płakała. Trzymałam ją za rękę i głaskałam po głowie.
Potem jeszcze długo, długo nosiła ten szlafrok po domu.

Jaką ją zapamiętam...?

Coraz bardziej przerażam się czasem przeszłym, którego zaczynam używać, kiedy o niej myślę. Moja mama zawsze mówiła... mówi. A może już tak nie mówi...? Właściwie coraz bardziej nie wiem.