wtorek, 26 maja 2015

Dzień jak co dzień

Pierwsza, żona mojego ojca (bo właściwie poza tym nic nas nie łączy) odpisała, że dziękuje. 

Druga, ta przyszyta ucieszyła się i długo szwargotała do słuchawki mimo pękniętej w piwnicy rury. 

Trzecia, ta prawdziwa, ma wyłączony telefon. Parę dni temu z sztywnej (bo na jej rauszu) rozmowy zrobiła nam się nagle głupawka i pośmiałyśmy się razem. Dziś być może o mnie myśli, połączenie nie może zostać zrealizowane. Skontaktuj się z infolinią, w sumie, mogłabym do nich zadzwonić i życzyć im wszystkiego najlepszego. Na jej cześć dolewam sobie pigwówki do herbaty na sen i patrzę jak alkohol wiruje w kubku. 

Zastanawiam się, dlaczego dda muszą być tym dorosłym osobnikiem. W nawiązaniu do artykułu z wpisu wcześniej: czemu to ja mam być tą zawsze cierpliwą, wyrozumiałą i mądrą? Zwłaszcza jeśli ktoś dla mnie nie jest. Dlaczemu. 

Happy Freak Mother's Day. Or Freak's. 

M Day

Dziś zamiast raportu o stanie duszy wlepiam poruszający tekst o braku cierpliwości.
Te relacje chyba nigdy nie są proste... tak często rodzice są nie z naszej bajki, pytanie tylko jak te bajki posklejać i ile do tego trzeba woli z obu stron.

Nie mam do Ciebie cierpliwości Mamo.

wtorek, 12 maja 2015

Rodzina

Czas sobie mija i biegnie swoimi torami. Idę do przodu starając się nie oglądać za siebie.

Na dzień babci dzwonię do cioci. "Ale jo ni ma Twoja babcia"! Odpowiada niby oburzona, ale tak naprawdę się śmieje. Ma 84 lata i jest siostrą mojej babci. Obu babć już dawno nie mam.

Na dzień matki napiszę do trzech osób. Do macochy - bo powinnam. Do drugiej, tej prawdziwej, powinnam pojechać i pewnie by się z tego ucieszyła. Jakoś tam. Jakoś dziwnie lawiruje mi czas i szukam wymówek. Tylko do trzeciej odezwę się, bo po prostu mam taką ochotę - i nie jest to ta prawdziwa, tylko taka trochę przyszyta. W dodatku chyba się gniewa, że ostatnio się mało odzywam. Żadna z nich w sumie nie wie, że nie mogę się skupić tylko na jednej, bo jest ich wiele, niby wiedzą, ale. Przecież jedna to macocha, przecież druga to alkoholiczka, przecież trzecia to koleżanka. Misz - masz. Rodziny patchworkowe.

Robię trzy zen-oddechy zanim odbiorę telefon od mojego ojca. Ostatnio odwiedziłam moją ciotkę, kuzynkę i jej małą córkę, dawno się nie widzieliśmy, nawet fajnie. Masz kogoś? Pytają. Mam, odpowiadam z małą radością w środku. A ten wie? (pytają o ojca) Nie, jeszcze nie, żyć by nie dał, przecież wiecie jaki jest. Tak samo jak nie wie o mnie właściwie nic, oprócz tych paru rzeczy, które mam odwagę mu powiedzieć. I które i tak ignoruje, nie akceptuje, zapomina itp.

Dziś rano mój fryzjer, dziecko pokopanych relacji rodzinnych tak samo jak ja, mimo że się mało znamy: powtarza mi do słuchawki szczerze i miło: jesteś moją rodziną! Nazywam siostrą, bratem osoby, z którymi nie wiążą mnie więzy krwi.

Miło. Jednocześnie wiem, że nie można być przyjacielem wszystkich. Przyjaciele wymagają uwagi i czasu - którego nie mam, żeby im poświęcać. Jednocześnie lubię ich wszystkich i staram się, żeby o tym wiedzieli. A jednak kiedy zaczynają się pretensje, że "nie mam czasu" - nie mam go, taka jestem, pojawiam się i znikam, absorbuje mnie akurat coś innego, pakuję się i wyjeżdżam. Lubię przyjaźnie, w których jak obie strony mają czas, to fajnie się spotkać, ale jak nie, to trudno, nic się złego nie dzieje. Jak zaczynają się pretensje spieprzam, gdzie pieprz rośnie. Mimo że wiem, że to nie ze złej woli. Ale nie mogę być przyjacielem wszystkich, nie mogę obiecać swojego czasu na wyłączność, że będę kogoś wszędzie ze sobą zabierać. To se ne da. Podróżowalibyśmy całym tabunem. Ale zawsze mówię, że moją rodziną są moi przyjaciele. To oni wiedzą co mam w środku, to oni wiedzą co myślę, czasem co robię, wspierają w trudnych chwilach.

Kto jest najważniejszy w Twoim życiu? - pyta koleżanka. Mój partner, mój chłopach, mój przyjaciel. odpowiadam, mój Ktoś. I to prawda, po prostu priorytet nr 1, nad tym wszystkim co z krwi i z nie-krwi. Rodzina z wyboru. Wiem, że ma ciężkie zadanie bycia moją rodziną, bo ta właściwa rodzina właściwie nie istnieje, dlatego ja skupiam się na nim. Mam nadzieję, że po prostu będzie dobrze. Zresztą - po prostu jest dobrze.

Ostatnio na spacerze spotykamy jego Tatę, przypadkiem. Sympatyczny pan, który naciera ręce pokrzywami dla zdrowia i kryje się przed rodziną z papierosem. Ktoś nie wypuszcza mojej ręki. "Mieliście gdzieś jechać?" Pyta Pan Tata. Liczba mnoga. Takie drobiazgi, a takie dla mnie ważne. Małe wzruszenie. Moje, bo Ktoś ma kamienną twarz i nie umiem odczytać żadnej emocji. Nie dopytuję, wierzę, że jest dobrze. Żebyśmy tylko jeszcze umili ze sobą coraz lepiej rozmawiać.