środa, 18 lutego 2015

Odwaga, a raczej jej brak

Odwaga mi coraz częściej szwankuje. Jakby się gdzieś zagubiła w szufladzie, niby wiesz, że gdzieś tam jest, ale kopiesz i kopiesz w tych szpargałach i nie możesz znaleźć. Ja też nie mogę. 

Moja przyjaciółka mówi mi, że to jest niedobór powstały w dzieciństwie, kiedy dziecko się boi i mówi: nie dam rady. To jest coś, czego nam rodzicie nie dali. Nie było tego, który powie: spróbuj, na pewno sobie poradzisz, zobacz, jestem tu, a Ty po prostu spróbuj, jesteś mądra/ładna/fajna poradzisz sobie, wierzę w Ciebie, na pewno Ci się uda. 

Nie, jestem za słaba, jestem zbyt głupia, inni na pewno zrobią to lepiej. Nie wiem co się stało z moją odwagą, gdzie jest. Może schowała się w skarpetce albo za pudełkiem. 

*** 

W sobotę M. miała urodziny. Nie pojechałam. W niedzielę udało mi się do niej dodzwonić. Zabalowała. No tak. 

Kot podwórkowiec jest chory. Była z nim u lekarza. A skąd miałaś pieniądze? Stasiu mi trochę dał na urodziny to wzięłam go do lecznicy obok. Za ostatni grosz, poszła z kotem do lekarza. Pierwszy raz od nie wiem kiedy jestem z niej dumna. 

Nic w życiu nie jest czarne ani białe.  

*** 

Nie ma tej odwagi, szukam jej więc w Nim. Chciałabym żeby trochę zaleczył, dał wiary we mnie, nalał z pustego. Dasz radę, ładnie wyglądasz, podoba mi się to i tamto, wierzę w Ciebie. Szukam w nim tego, co mi się zgubiło. A może nigdy tego nie było... Z pustego i Salomon. Suchą ziemię trzeba dłużej podlewać. Napełnić źródło... napoić się czyjąś wiarą we mnie na tyle, by uwierzyć w siebie. Tak mało, tak wiele. 

Moja przyjaciółka mówi: zrób to. Co możesz stracić? Nic. Ma rację.
A ja wciąż się waham. 
Na tak. Na nie. Na tak. Na nie. Chciałabym. Boję się. Chcę. Nie dam rady.