środa, 27 stycznia 2016

Jak mówić by powiedzieć

Wczoraj myślałam o tym, że był dzień babci, a ja już nie miałam do kogo zadzwonić. Ciocia zmarła niedawno. Ostatnio prowadzę projekt, który wiąże pokolenie wnuków z pokoleniem dziadków. Właściwie to obserwuję relacje, których miałam niewiele. Czy to wyraz jakiejś tęsknoty? Nie wiem. 
Ale patrzę na relacje rodzinne... i jestem zdziwiona. Że takie mogą być. Piękne. 

Wreszcie dotarłam do ściany. Z końcem roku kilkakrotnie przyznałam się przed sobą samą, że nie radzę sobie ze swoimi emocjami. Postanowiłam po milionie namów moich przyjaciół pójść do specjalisty. To dziś. 

Runda trzecia, tak właściwie. Pierwsza to była porażka. Dowiedziałam się mnóstwo i życiu pani psycholog, za to niewiele powiedziałam o własnym. Właściwie jak zaczynałam mówić, to mówiła: tak wiem, tak się spodziewałam - i przejmowała wątek. Moi znajomi uczestniczą w terapiach, na szczęście wiem, że to nie powinno tak wyglądać. 

Runda druga nie była zła, pan był terapeutą dla uzależnionych i ich rodzin, w takim ośrodku. Uważam go za fajnego człowieka, to były w porządku rozmowy. Tylko że jakby... nie miał dla mnie czasu. Tam były ciężkie przypadki, że tak to nazwę, on jakby nie miał czasu na moje grzebanie we flakach i otwieranie powoli mojej skorupy. Pracował jak interwencja, słyszałam zresztą kto po mnie wchodził. Żona, która po raz kolejny przyciągnęła za fraki męża, żeby go ten pan ustawił do pionu. Chciał za wszelką cenę mnie wcisnąć na grupową terapię. Więc po prostu przestałam przychodzić. Mimo to, pamiętam kilka jego rad, były dobrze.

Runda trzecia dziś. Chyba trudno być terapeutą i nie przenosić na pacjentów swoich spraw, nastrojów, doświadczeń. A może to tylko moja pieprzona empatia znów dochodzi do głosu. Pieprzona, bo nie jest z nią w życiu łatwo. Szybko się siebie zrzuca na drugi plan... ale tym razem to nade mną mamy pracować. Mam szczerą wolę. Można trzymać kciuki. 

Ostatnio zapytałam: skąd się bierze ten chochlik w głowie, który mówi: nie dasz rady, nawet nie próbuj, jesteś za słaba. Z niezaspokojonych potrzeb dziecka w wieku 2-4 lat. Odpowiedziała moja przyjaciółka. To dwulatek w Tobie, który beczy, bo się boi i chce żeby go ktoś przytulił i powiedział, że będzie dobrze. Pisze mój kolega. 

Czy się boję? Chyba nie. Mielę tylko w głowie, co odpowiedzieć na pytanie: co się dzieje, dlaczego Pani tu przyszła? Od czego zacząć? Dda? Paraliżujące relacje z rodziną? Dwulatek we mnie, który przejmuje zbyt często kontrolę? Samotność w tłumie ludzi? I tylko nie beczeć. Nie znoszę płakać przy obcych. Jestem miękka... nie możesz mnie złamać. Trzeba ugniatać. Do roboty.