poniedziałek, 12 stycznia 2015

Zdziwienie

Dzwoni telefon znienacka, no, jakby Pani mogła przyjść dziś, bo akurat mam dyżur. Lecę po dokumenty i do biura OPSu. Mam je już gotowe, pisma z ostatnich lat, umowy, paski... i trochę się denerwuję, pamiętam taką rozmowę... Dwa? Może trzy lata temu. Była mało przyjemna, młoda dziewczyna była bardzo szczegółowa. Może chciała być sumienna, może była niedoświadczona. Długo mnie maglowała. 

MOPSy wyglądają wszystkie podobnie, zaniedbane i nieco obskurne pomieszczenia, oddech zeszłego systemu. Drzwi jakby po wojnie, jakby do bunkru, żelazne i pogięte. W biurze dwa biurka i umywalka. Nad nią lustro i kilka kafelków.  

Dziś idzie szybko, dwie kobiety za biurkiem. Z kopyta, ekspresem wypełniamy papiery, nie będę pani długo męczyć. Nie? A ja tu gotowa na spowiedź. J/w, j/w Pani wpisze. Majątek jakiś? Nie. Samochód? Też nie? Dzisiaj każdy ma samochód. Pójdę skserować. No, to zrobimy analizę budżetu. No nie za wysoka ta Pani pensja, jakie Pani ma wydatki? Mieszkanie, Internet, telefon, angielski. Zaokrąglimy, nie będę się rozdrabniać. Młoda kobieta, ile pani wydaje na ciuchy miesięcznie? Z dwie stówy? Chciałabym - uśmiecham się. Ale jeść też muszę. Za jedzenie to Pani na końcu wyliczymy, co zostanie. 
Mamie Pani udziela pomocy? Sporadycznie, proszę napisać, dary rzeczowe i żywność. Relacje z rodziną. Co Pani by tam napisała? Trudne. To niech Pani napisze brak bliskich więzi, może być? Może, Pani wie jak to ująć. Teraz ja jeszcze chcę zadać pytanie. Czy OPS tam na miejscu przymusi ją do terapii? Nie wiedzą. To już się nie dziwimy, że sporadycznie. To niech Pani zostawi, ja to już wypiszę. 

Kobieta jest jakby lekko skrępowana tym wypytywaniem, chce skończyć to szybko, siedzi do mnie lekko bokiem, nie patrzy mi w oczy. Patrzą na mnie z ukosa, kiedy się ubieram. Jak na komendę zrywają się podać mi wizytówkę, która szybciej, szperają w szufladach. 
Wreszcie jedna mówi: dobrze sobie pani radzi. Z takim zdziwieniem! Druga zaraz potwierdza, tak, tak, dobrze sobie Pani radzi. 
Radzę sobie? No, tak bez wsparcia. Bo Pani taka sama, bez oparcia w rodzicach, inaczej niż normalnie. No sama, tak wyszło w życiu. Nie wiem co powiedzieć, mówię: dziękuję - równie zdziwiona. 

Kogo się spodziewały? Miałam przyjść bezrobotna i obdarta? Zaniedbana, z gromadką dzieci? Te panie długo tu pracują czy od wczoraj? Czy naprawde grupa tych, którzy nie idą w ślady swoich rodziców jest tak mała? Nie wierzę. Znam mnóstwo takich jak ja, dorosłych dzieci alko, którzy sobie "radzą". I co to w ogóle znaczy? Finansowo? Że mam pracę? Dziwi mnie to ich zdziwienie. Myślę sobie też, że praca w OPSie w moim rodzinnym mieście to jest istny armageddon. Tam to jest walka i orka na ugorze. Może tutaj jest inaczej. A może właśnie tak samo, może stąd to zdziwienie.
Rozmawiamy jeszcze chwilę, życzymy sobie wzajemnie powodzenia. Zatrzaskuję ciężkie drzwi. 
Ciekawe co sobie powiedzą między sobą, po moim wyjściu.

piątek, 9 stycznia 2015

Wizytacja

Znów chce mnie wizytować MOPS (ośrodek pomocy społecznej), w mieście mojego zamieszkania. Tak wiem, to standardowa procedura, a jednak denerwuję się. Przed przyznaniem pomocy osobie nasze Państwo wpierw się upewnia, że rodzina delikwenta nie może mu pomóc we własnym zakresie. Już miałam jedną taką rozmowę. Przez telefon pada znów to słowo - alimenty, skurcz żołądka.

Chodzi o alimenty, jakie dziecko płaci rodzicom - jeżeli nie wiedzieliście, że takie istnieją, to witajcie w naszej bajce. Tak samo jak w wypadku odwrotnym, sytuacja indywidualna POWINNA być wzięta pod uwagę, a w praktyce - znów samodzielna decyzja przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości. Taki widzimiś sędziego, ludzi z OPSu itp, uwielbiam tą loterię wyroków i nastawień.

I znów wiem, że JA będę się TŁUMACZYĆ. Dlaczego to, a czemu tamto. Co już zrobiłam, jakie mam nastawienie, dlaczego chcę czegoś lub nie chcę. Że znów ja mam dbać o kogoś, kto o mnie nie dba w ogóle. Bo na przykład, kiedy moja M. jest w złej fazie to "pieprzy to i nie będzie podpisywać tych świstków" w Urzędzie Pracy. Nie jest bezrobotna = nie ma ubezpieczenia. I do kogo zapuka szpital jakby coś jej się stało? Do mnie. To chyba jeden z moich największych lęków. I znów: jedni martwią się przyszłością dzieci, inni mają rodziców. I znów obca osoba, której od początku, w koło macieju. Pisma z rozpraw, pisma do sądu. Udowadnianie zarobków i wydatków. Obrona konieczna.

Zła córka odc. nasty. Jeśli nie dziesty. Bo Matki zawsze są dobre.