MOPSy wyglądają wszystkie podobnie, zaniedbane i nieco obskurne pomieszczenia, oddech zeszłego systemu. Drzwi jakby po wojnie, jakby do bunkru, żelazne i pogięte. W biurze dwa biurka i umywalka. Nad nią lustro i kilka kafelków.
Dziś idzie szybko, dwie kobiety za biurkiem. Z kopyta, ekspresem wypełniamy papiery, nie będę pani długo męczyć. Nie? A ja tu gotowa na spowiedź. J/w, j/w Pani wpisze. Majątek jakiś? Nie. Samochód? Też nie? Dzisiaj każdy ma samochód. Pójdę skserować. No, to zrobimy analizę budżetu. No nie za wysoka ta Pani pensja, jakie Pani ma wydatki? Mieszkanie, Internet, telefon, angielski. Zaokrąglimy, nie będę się rozdrabniać. Młoda kobieta, ile pani wydaje na ciuchy miesięcznie? Z dwie stówy? Chciałabym - uśmiecham się. Ale jeść też muszę. Za jedzenie to Pani na końcu wyliczymy, co zostanie.
Mamie Pani udziela pomocy? Sporadycznie, proszę napisać, dary rzeczowe i żywność. Relacje z rodziną. Co Pani by tam napisała? Trudne. To niech Pani napisze brak bliskich więzi, może być? Może, Pani wie jak to ująć. Teraz ja jeszcze chcę zadać pytanie. Czy OPS tam na miejscu przymusi ją do terapii? Nie wiedzą. To już się nie dziwimy, że sporadycznie. To niech Pani zostawi, ja to już wypiszę.
Kobieta jest jakby lekko skrępowana tym wypytywaniem, chce skończyć to szybko, siedzi do mnie lekko bokiem, nie patrzy mi w oczy. Patrzą na mnie z ukosa, kiedy się ubieram. Jak na komendę zrywają się podać mi wizytówkę, która szybciej, szperają w szufladach.
Wreszcie jedna mówi: dobrze sobie pani radzi. Z takim zdziwieniem! Druga zaraz potwierdza, tak, tak, dobrze sobie Pani radzi.
Radzę sobie? No, tak bez wsparcia. Bo Pani taka sama, bez oparcia w rodzicach, inaczej niż normalnie. No sama, tak wyszło w życiu. Nie wiem co powiedzieć, mówię: dziękuję - równie zdziwiona.
Kogo się spodziewały? Miałam przyjść bezrobotna i obdarta? Zaniedbana, z gromadką dzieci? Te panie długo tu pracują czy od wczoraj? Czy naprawde grupa tych, którzy nie idą w ślady swoich rodziców jest tak mała? Nie wierzę. Znam mnóstwo takich jak ja, dorosłych dzieci alko, którzy sobie "radzą". I co to w ogóle znaczy? Finansowo? Że mam pracę? Dziwi mnie to ich zdziwienie. Myślę sobie też, że praca w OPSie w moim rodzinnym mieście to jest istny armageddon. Tam to jest walka i orka na ugorze. Może tutaj jest inaczej. A może właśnie tak samo, może stąd to zdziwienie.
Rozmawiamy jeszcze chwilę, życzymy sobie wzajemnie powodzenia. Zatrzaskuję ciężkie drzwi.
Ciekawe co sobie powiedzą między sobą, po moim wyjściu.